niedziela, 1 grudnia 2013

Arizona cz. 2

Antelope Canyon chyba najbardziej nas zszokował. Zrobiliśmy tam około 600 zdjęć w niecałe 2 godziny. Pstrykaliśmy co popadnie, a rezultaty i tak były niesamowite. Zresztą zobaczcie sami. Wszystko to gra promieni słonecznych na ścianach kanionu wyżłobionego przez wodę. Zero ingerencji człowieka.
Kaniony na miejscu są dwa Upper i Lower. Znajdują się po obu stronach drogi. Nasza decyzja, który kanion wybrać nie była prosta, tym bardziej że Indianie dużo sobie liczą za wstęp i nie bardzo chcą pokazywać zdjęcia, żebyśmy mogli porównać gdzie lepiej. Ostatecznie padło na Lower Antelope Canyon. I chyba dobrze się stało. Nasza przewodniczka powiedziała, że górny kanion jest bardziej okupowany przez turystów, których zawożą tam vanami terenowymi. My do naszego kanionu udaliśmy się małą grupką i spędziliśmy w nim duuuużo więcej czasu, niż było zaplanowane. Właściwie zostaliśmy tylko my, przewodniczka i dwoje Chinczyków, a reszta grupy odłączyła się i skierowała do wyjścia. Chyba już mieli dosyć ;).




Widać małpkę ?? 































Joker ;)



Johnny Depp - Piraci z Karaibów...

Gdzie jest Nemo ;)

Róża...







Nasza przewodniczka ;)


Horseshoe Bend miejsce znane z pocztówek, plakatów i internetu, bardzo chętnie fotografowane... i słusznie. Znajduje się nieopodal Kanionu Antylopy. Dojechać można na parking i dalej trzeba się wdrapać na niewielkie wzgórze. Mimo temperatury około 13 stopni Celsjusza, ale przy ostrym słońcu i bezchmurnym niebie, troszkę nas to zmęczyło. Było warto !! Przyroda po raz kolejny pokazała się ze swej najpiękniejszej strony. Spędziliśmy tam dłuższą chwilę ciesząc się widokami. Dookoła ludzie porozkładali się na skałkach i zajadali już wczesny lunch spoglądając wprost na zakręt rzeki Kolorado uformowany przez wodę na kształt podkowy.

Horseshoe Bend

Rzeka Kolorado

Ola skrada się do krawędzi ;)


Z północy stanu, tzn. z okolic miasteczka Page ruszyliśmy w kierunku południowo-wschodni. Nasz ostatni przystanek w Arizonie - Petrifield Forest National Park. Niestety czas spędzony w Kanionie Antylopy i na Horseshoe dawał nam marne szanse na dotarcie do parku przed zamknięciem. Spóźniliśmy się dosłownie 10 minut. Brama zamykana jest czasowo i niestety nam przyszło oglądać ją z napisem CLOESD. Na szczęście nieopodal znajduje się sklep/muzeum z tym wszystkim, co zobaczyć można w parku. Główną atrakcją tego miejsca są skamieniałe, skrystalizowane drzewa. Już przed wejściem do sklepu poukładano je jako ozdoby. Prawdziwy efekt poznaliśmy dopiero wewnątrz budynku. Skały/drzewa zostały przecięte i oszlifowane. Są doskonałą ozdobą każdego domu lub mieszkania. Dostępne są w przeróżnych rozmiarach. Jedynym problemem jest tutaj niestety ich cena. Za małe okazy wielkości małej ramki ze zdjęciem trzeba zapłacić 200-400 dolarów. Dostępne są też większe rozmiary, a co za tym idzie wyższe ceny. Najdroższe z tego co pamiętam sięgały 25 000 dolarów ;).
Tak pożegnaliśmy Arizonę i jeszcze tego samego wieczora ruszyliśmy do Nowego Meksyku.











Ruszamy dalej w drogę ;) Dobranoc....

1 komentarz: