Mamy ze sobą jednopalnikową kuchenkę, lodówkę, materace, śpiworki, koce, wszystkie nasze ubrania (na każdą pogodę), drewno na ognisko, zastawę stołową (plastikowa porcelana), fotel turystyczny, zapasy jedzenia, kij baseballowy (just in case) i dużo innych drobiazgów, które nam się przydadzą... lub nie ;-).
Auto szczególnie podoba się Arturowi (to on zaczął je nazywać Czołg). Prowadzi się świetnie... no może trochę ciężko rusza, ale jak już się rozbuja.... Nie ma jeszcze roku, przejechane 44 000 km, naładowane elektronika, co chwilę znajdujemy nowe gadżety, czasami z nami rozmawia ;-). Chyba ciężko będzie przesiąść się z powrotem do Skody po powrocie ;-).
Od wczoraj przejechaliśmy około 900 km, z Pittsfield, MA, USA do Niagara Falls, ON, Canada, do Rest Area w okolicach Chatham-Kent, ON, Canada - tutaj nocujemy.
Nasze zwiedzanie wodospadu zaczęliśmy od razu po przekroczeniu granicy USA-Kanada (mamy nadzieje, że wpuszczą nas z powrotem) około godziny 11:00 pm. Nie pojechaliśmy od razu do motelu, żeby nie przegapić nocnego oświetlenia. Jest ono włączone tylko do północy. Krótki spacer, kilka zdjęć i trochę mokrzy od bryzy z wodospadu. Ola widziała Niagarę po raz pierwszy, Artur po raz trzeci... ale pierwszy raz od strony Kanady. W nocy wrażenia niesamowite, ale dopiero rano widać jak potężny jest ten wodospad i jak ogromne ilości wody nieprzerwanie przelewają się z wielkim hukiem.
Rano przeszliśmy tę samą trasę, co w nocy, od strony American Falls do Canadian Falls. Oczywiście sesja zdjęciowa. Pogoda dopisywała, ale zbliżając się do większego wodospadu i tak zmokliśmy. Wygląda na to, że tam zawsze 'pada deszcz', no chyba, że wieje w drugą stronę.
Kupiliśmy karnet na spacer za wodospadem (Journey Behind The Falls), film 4D (Niagara's Fury) i wystawę motyli (Niagara Parks Butterfly Conservatory). Wystawę odpuściliśmy sobie od razu, nie wiadomo po co, ale dają to w pakiecie.... przecież nas interesował wodospad, nie motyle.
Film 4D pokazywał jak powstawał wodospad na przełomie wielu tysiącleci. O dziwo na film kazano ubrać płaszcze przeciwdeszczowe... Efekty specjalne były dopracowane do perfekcji: wstrząsy, mgła, śnieg, wiatr, deszcz, błyskawice, grzmoty. Wspaniałe doświadczenie... to już nasz drugi film 4D w Ameryce (pierwszy widzieliśmy w Coca-Coli w Atlancie).
Zaraz po filmie zjechaliśmy windą 35-40 metrów w dół i tunelem przeszliśmy za wodospadem. Są tam dwa otwarte okna/wyjścia, przez które widać lejącą się z góry wodę. 2800m3 przelewa się każdej sekundy z prędkością 65 km/h. Tam też trochę zmokliśmy i my, i aparat... biedny musiał się suszyć na suszarce do rąk w toalecie ;).
Kusił nas lot helikopterem nad wodospadem, ale ze względów finansowych zadowoliliśmy się widokiem z Skylon Tower. Atrakcja tak jak i film godna polecenia. Taras widokowy można obejść dookoła podziwiając panoramę wodospadu, USA, Kanadę, Rainbow Bridge, rzekę Niagara i jezioro Erie.
Nasza jednopalnikowa kuchenka została dziś oficjalnie rozpakowana i przetestowana. Usmażyliśmy pyszną jajecznice z kanadyjskich jaj ;-P. Teraz szykujemy się do spania i jutro rano ruszamy przez Detroit do Chicago. Dobranoc.
Panorama ze Skylon Tower
Niagara nocą
;-)
Artur...
... a tu Ola ;)
...i Ola ;)
Reflektory do nocnych iluminacji
Ulice Niagara Falls
American Falls
Canadian Falls
My ;)
Mist and spray....
Taras widokowy
Niagara Falls
Halo Mama :)
Tęcza jest tam chyba codziennością
Próg wodospadu
Kurczaczek ;)
2 kurczaki ;P
Artur :)
;-)
Przy wodospadzie
Tunel za wodospadem
'Widok' na wodospad z drugiej strony ;)
View from Skylon Tower
American Falls
Ola na wieży
Artur gotuje kolacje...
...a Ola wcina :)