Na śniadanie były pancakes z syropem klonowym, więc najedli się na zaś... ;) i wyruszyli... Już na samym początku zostali oszukani przez Google Maps, które zamiast poprowadzić ich prosto na Capitol Hill, skierowało ich w zupełnie innym kierunku. Niezrażeni tym wcale, gdy tylko się zorientowali gdzie są, podreptali we właściwym kierunku.
Mijając kolejne ulice w końcu dotarli do wielkich, wręcz ogromnych kamiennych gmachów: Biblioteki Kongresu (jak się okazało po odczytaniu mapki, biblioteka to kilka budynków). Następnie natrafili na Kongres Stanów Zjednoczonych. Zaczęli robić zdjęcia, wyciągnęli statyw, ustawili aparat i pstrykali... Po kilku chwilach podszedł do nich przedstawiciel władzy i grzecznie poinformował, iż żeby robić zdjęcia używając statywu, potrzebne jest specjalne zezwolenie, i że można je robić tylko z trawnika (?). Troszkę zaskoczyło to Olę i Artura, ale nie chcieli robić problemów sobie i strażnikom, udali się więc do biura wewnątrz budynku Kongresu. Do środka wszedł tylko Artur, Ola została z plecakiem i napojami (gdyż w środku była kontrola, zupełnie jak na lotnisku, skanowanie, zakaz wnoszenia płynów itd.). Urzędnicy poprosili Artura o paszport, po czym wystawili mu jednodniowe zezwolenie na robienie fotografii z użyciem statywu tylko z terenów zielonych.
Ola i Artur ruszyli dalej: Kongres, National Mall, Pomnik Waszyngtona w kształcie stożka - oczywiście w remoncie, jak wiele innych budowli wcześniej odwiedzanych przez tę dwójkę.
Wszyscy wiedzą o shutdownie w USA, tak więc nasi podróżnicy założyli sobie, że spróbują zobaczyć jak najwięcej z zewnątrz i robią zdjęcia wszystkiemu co ich zainteresuje. Tak było przed Narodowym Muzeum Indian Amerykańskich przed Narodowym Muzeum Lotnictwa i Przestrzeni Kosmicznej. Po spacerze przez National Mall długości około 2 km odbili w prawo, by zobaczyć siedzibę Prezydenta. Nie mogło być za łatwo, prezydent ogrodził się z każdej strony i aby zobaczyć front Ola i Artur musieli obejść ogrodzenie White House dookoła, jakoś się udało. Udało się też zrobić zdjęcie 20-dolarówki zestawione z Białym Domem, nie było łatwo wycelować, chyba setne ujęcie się udało, jak widać niżej :). Nadszedł czas na drogę z powrotem, do "stożka" i odwiedzenie memoriałów: World War II Memorial, Vietnam Veterans Memorial, Lincoln Memorial, Korean War Vetereans Memorial, Martin Luther King Jr Memorial, DC War Memorial, Thomas Jefferson Memorial. Wszystkie bardzo bardzo oddalone od siebie i wszystkie oczywiście poobklejane taśmami z powodu shutdownu. Wyglądało to troszkę jak miejsce zbrodni - zagrodzone barierkami, pilnowane przez policję, no i te taśmy "POLICE LINE DO NOT CROSS"... Nie dziwi więc, że niektórzy (weterani wojenni) zdenerwowali się i wdarli się na ścieżki prowadzące do pomników poległych upamiętniających poległych żołnierzy, za nimi poszli inni. Tak więc w ten sposób, po wielu kilometrach (milach), po wielu przerwach (Artura bardzo bolała noga), nadszedł czas na przeprawę przez rzekę Potomac do stanu Virginia, zobaczyć Pentagon, Pentagon Memorial i słynny, widziany w wielu filmach, cmentarz w Arlington. Most, siatka ścieżek, ulic i autostrad, nawet dzikie dróżki przy ruchliwych autostradach nie mogły powstrzymać tej dwójki przed dotarciem do celu. Było trudno, czasami musieli się wracać, często szli w nieznanym kierunku, nie wiedzieli czy obrali dobry azymut, ale maszerowali dzielnie do przodu. Parę razy szli, może nie tyle w złym kierunku, co raczej nie do przejścia bez przepustek wojskowych... W okolicach Pentagonu było mnóstwo tabliczek zabraniających fotografowania... Pomnik upamiętniający ofiary zamachu z 11 września 2001, Pentagon Memorial, też próbował się schować przed Olą i Arturem, ale z nimi nie tak łatwo, o nie ! ostał znaleziony, sfotografowany, a przy okazji robienia tych zdjęć i Pentagon został uwieczniony. No i znowu, problem gdzie teraz się udać, aby zbytnio nie krążyć, nie wracać się bez sensu i dotrzeć na cmentarz. Okazuje się, że jeśli nie jest się mundurowym, nie ma się auta, albo chce się iść pieszo, właściwie nie ma się zbyt wielu opcji: autobus. Linią 7Y podróżnicy udali się spod Pentagonu na cmentarz. Może już i w tym momencie poddaliby się i wrócili do hostelu, ale wcześniej uzgodnili, że na końcu wędrówki czeka ich nagroda - hamburger w Rey's Hell Burger (Obama zabrał tam Miedwiediewa na ten amerykański przysmak). Jakby tego jeszcze było mało, zaczęło padać. Zmoknięci, zmęczeni szli dalej. Gdy dotarli do bram cmentarza okazało się, że własnie zamykają (5.00 pm)... Cóż za niespodzianka. Artur szybko wyciągną aparat i zaczął pstrykać, coś tam się udało nawet uchwycić. Chyba już tylko dlatego, że nie mają żadnego innego wyboru zaczęli dreptać w kierunku hamburgerów. Pada, wieje, oni idą. Co chwilę sprawdzanie mapy, czy aby na pewno kierują się tam, gdzie powinni. W końcu dotarli, po wielogodzinnych podbojach Waszyngtonu, nareszcie tam są. Zamówili kanapkę z kotletem i colę... to co Artur lubi najbardziej :) Jeszcze tylko podróż metrem do Union Station, mały spacerek do hostelu i już, już mogą odpoczywać. Co za dzień !!
Ponad 21 km piechotą
Biblioteka Kongresu
Kongres z tyłu
Kongres z przodu
Widok na Pomnik Waszyngtona
Narodowe Muzeum Indian Amerykańskich
Jak widać zamknięte
Indiańskie Totemy
Pomnik Waszyngtona
Biały Dom
Biały Dom ;)
World War II Memorial (zamknięty)
World War II Memorial
W tle Pomnik Lincolna
Pomnik Weteranów z Vietnamu
Zamknięty Pomnik Lincolna
Pomnik Weteranów Wojny w Korei
Pentagon
11/9/2001 Memorial
Arlington Cementery


21 kilometrów pieszo, chyba padaliście z nóg. Kto jest narratorem? dzisiejszy tekst brzmi jak fragment książki.jjj
OdpowiedzUsuńNarrator jest dobrym pisarzem. Brawo.BL
OdpowiedzUsuńOla, naj..naj...lepsze życzenia urodzinowe.BL
OdpowiedzUsuń