W Waszyngtonie ostatnią noc spędziliśmy na lotnisku Dulles International Airport, do 3 rano czekaliśmy w hali przylotów, żeby wypożyczyć samochód. Zamówiliśmy najmniejsze, najtańsze, najekonomiczniejsze auto. W rezerwacji widniał Hyundai Accent lub podobny. W wypożyczalni zaproponowano nam jeszcze upgrade za dodatkowe $10. Zrezygnowaliśmy, naszym celem było tylko wynajęcie auta na 24 godziny w celu przemieszczenia się pomiędzy Waszyngtonem, a Charlotte przez Norfolk. Była to najtańsza i najwygodniejsza opcja. Możecie się tylko domyślać jakie było nasze zaskoczenie, kiedy agentka wręczyła nam kluczyki do Forda Mustanga. (Czasami tak bywa, zamawiasz najtańsze auto, a gdy go nie ma dostajesz lepsze, lub jak w naszym przypadku najlepsze ;)). Już nie liczyło się dla nas to, ile ten samochód pali tylko to jaka będzie przyjemność z jazdy takim autem. Ruszyliśmy w drogę do Norfolk.
Droga była tragiczna, ciągle padało, wycieraczki nie nadążały odbierać wody. Norfolk, jak widać na pierwszy rzut oka to miasto typowo wojskowe. W koło kręci się dużo żołnierzy, sklepy i stacje benzynowe mają dedykowane dla nich zniżki (opłaca się być żołnierzem). Przy autostradzie widać ogromne tereny militarne ogrodzone siatką, wszędzie drogowskazy kierujące do innych obiektów wojskowych. Nas interesowała wycieczka po największej bazie marynarki wojennej na świecie. Niestety z powodu ciągle trwającego shutdownu, wycieczki zostały odwołane. Pokręciliśmy się po mieście, zrobiliśmy małe zakupy w
Mallu dla wojaków, napiliśmy się darmowej kawy.... :) Odwiedziliśmy Douglas MacARTHUR ;)) Memorial & Museum i wielki okręt wojenny Wisconsin przycumowany obok Nauticus Naval Museum. Pojechaliśmy też do Virginia Beach, na jedne z najładniejszych plaż w USA, ale pogoda nie pozwoliła nawet opuścić 'naszego' Mustanga :).
Auto mieliśmy oddać na lotnisku w Charlotte o 4 rano. Czekało nas 6 godzin jazdy i noc w samochodzie. Z Charlotte do Atlanty zawiózł nas nasz ulubiony środek transportu MEGABUS.
Czas w Atlancie między 11 rano a 22 wieczorem był ograniczony przyjazdem i odjazdem MEGABUSA. Zostawiliśmy nasze ciężkie plecaki w jednym z hoteli. Co prawda tego dnia Ola miała urodziny, ale to Artur dostał najlepszy prezent - wizyta w World of Coca Cola. Zwiedzanie było bardzo dobrze zorganizowane, kolejno przechodziliśmy do tematycznych sal. Miliony proporczyków, reklam, gadżetów, historia marki, sejf z unikalną recepturą, film 4D (naprawdę mega :)), zdjęcia z misiem polarnym, a na końcu degustacja u źródła :))))) i sklep z gadżetami. W sklepie Artur chciał kupić wszystko :). Trzeba było go wyciągać stamtąd siłą...
Ostatecznie zadowolił się zrobieniem kilku zdjęć i pamiątkową butelką Coli. Obok świata Coli jest Park Olimpijski, w którym przygotowywano imprezę - Nocny Marsz. Ponieważ słońce prażyło niemiłosiernie schowaliśmy się w klimatyzowanej siedzibie stacji telewizyjnej CNN. Rozpoczęliśmy też świętowanie urodzin Oli w Dunkin' Donuts, zamówiliśmy pół tuzina różnego rodzaju pączków :))) (tych co jedzą policjanci w amerykańskich filmach). Zostało jeszcze kilka godzin do odjazdu, spędziliśmy je parku olimpijskim. Spokojnie raczej nie było, w parku rozpoczął się już Nocny Marsz. Mnóstwo ludzi w identycznych koszulkach z wydarzenia, jak to bywa w Ameryce wszyscy trzymali balony, światełka, był też wielki, diabelski młyn - akurat trafili z imprezą na Oli urodziny ;).
Megabus do Nowego Orleanu zepsuł się jeszcze w Atlancie. Straciliśmy 2 godziny na dojechanie (prędkość 30 mph) do garażu Megabusa i zmianę autobusu. Zagadką dla nas jest, dlaczego w tych amerykańskich autobusach klimatyzacja jest ustawiona na maximum. Było chyba z 16 stopni w środku, a na zewnątrz około 30 w nocy. Wiało na nas lodowate powietrze, nawet śpiwory nie pomagały, a pani-kierowca, albo nie chciała, albo nie umiała tego zmienić. (Dziś już mamy naszykowane wszystkie ciepłe ciuchy i śpiwory na podróż).
Nowy Orlean godzina 7.00 am ;). Wysiadamy z autokaru, temperatura odczuwalna wg nas 50 stopni, wilgotność powietrza 99%, (nie pada deszcz), zupełnie inna strefa klimatyczna. Jest dziwnie ;).
Nadszedł czas na poranną kawę w McDonaldzie (nie chodziło o kawę tylko o internet - przecież jest w każdym McDonaldzie..... oprócz akurat tego w Nowym Orleanie). Ostatecznie ulokowaliśmy się z plecakami pod Starbucksem (mieli internet) i udawaliśmy, że nas tam nie ma. ;)
Ola męczyła mnie, żeby jak najprędzej poszukać noclegu. Udało mi się trochę przetrzymać ją w niewiedzy, ale w końcu się poddałem i musiałem ujawnić urodzinową niespodziankę - nocleg w Double Tree by Hilton Hotel w samym centrum Nowego Orleanu, nad rzeką Missisipi. Najważniejsza była łazienka ;))) (od 2 dni nie braliśmy prysznica :P).
Miasto w dzień nie zrobiło na nas dobrego wrażenia, a wręcz przeciwnie. Brudno, obskurnie, straszące budynki popowodziowe, nieprzyjemny zapach, ludzie śpiący na ulicy po dobrej imprezie. Zaczęliśmy po prostu od gorszej strony Nowego Orleanu i o złej porze dnia ;). Niedaleko hotelu znajduje się dzielnica, która najbardziej odczuła skutki huraganu Katrina w 2012 roku. Komunikacja miejska w Nowym Orleanie zaskoczyła pozytywnie swoimi cenami. Jednodniowy bilet kosztuje tylko 3 dolary. Objechaliśmy całe miasto autobusami i tramwajami. Linią 88 udaliśmy się do Musicians' Village. Nie wysiadaliśmy z autobusu, zdjęcia robiliśmy tylko przez okno. Zaskoczyły nas warunki w jakich żyją tam ludzie, jak wyglądają ich domy i podwórka. Zdecydowanie nie jest to najlepsze miejsce na piesze wycieczki. Nie polecamy zwłaszcza w nocy ;).
Bliżej centrum znajduje się Louis Armstrong Park / Congo Square - to tu narodził się jazz, murzyni mogli się zbierać w tym miejscu i grać swoją muzykę. Teraz jest to nawet przyjemne miejsce. Palmy, ławeczki, skwerki, pomniki, dzikie zwierzęta (wiewiórki) i ptaszki.
Przewodnik Lonley Planet poleca St Joe's Bar serwujący Blueberry Mohito. Jako że obydwoje uwielbiamy mohito, musieliśmy spróbować tego w wersji blue. ;))) (MNIAM).
Przed zmierzchem wypatrywaliśmy aligatorów w City Park-u (większy i ładniejszy od Central Park w NYC), niestety bezskutecznie. Widzieliśmy za to, jak spędzają czas w niedzielne popołudnie murzyni. Organizują pikniki na trawce nad wodą. Przyjeżdżają truckami z całym ekwipunkiem. Ich grillowanie różni się nieco od tego, do jakiego my jesteśmy przyzwyczajeni: ogromne grille zasilane gazem.... agregaty zasilające wielocalowe telewizory (akurat był mecz futbolu amerykańskiego), coolery, muzyka i dużo jedzenia.
Na wieczór zostawiliśmy Walking Tour dookoła French Quarter (piesza wycieczka po najciekawszych miejscach w okolicy Burbon Street). W knajpie Bubba Gump objedliśmy się super przyrządzonymi krewetkami. Wystrój lokalu tematycznie związany z filmem Forrest Gump. Na ścianach wisiały zdjęcia i kopie rekwizytów z filmu.
Z burbonem w plecaku udaliśmy się na Bourbon Street. Znaleźliśmy się w samym centrum dzikiej imprezy. Knajpy, bary, lokale, dyskoteki, nocne kluby, na każdym rogu ktoś gra na instrumencie.... Bourbon z colą w plastikowych kubkach ;), no i ludzie... Przeróżni ludzie, pozytywnie nastawieni, niektórzy polegli już na ulicy i nie mogą się podnieść (na szczęście maja przy sobie butelczynę z ulubionym trunkiem). Wyjaśniło się skąd są ludzie śpiący rano na ulicy.... :))). Dalej panie prawie na golasa zapraszają do środka, inni tańczą na ulicy, rzucają koralikami... każdy się dobrze bawi. Przez cały ten tłum przedziera się parada weselna.
To nie ten sam Nowy Orlean jaki zastaliśmy rano. Widać głównie światełka, neony i uśmiechniętych ludzi, słychać głośną muzykę z klubów.... na tle nocy ginie to, co widzieliśmy za dnia. Miasto ma drugą, lepszą twarz. Na pewno warto tutaj przyjechać i przeżyć taką noc !!!
Ola jest zadowolona z pierwszych urodzin obchodzonych w Ameryce. No tak - trwały 2 dni i kto wie, kiedy się skończą ;PPPP. Bourbon nadal w plecaku ;). Teraz czeka nas powrót do Atlanty. Tam prawdopodobnie odwiedzimy Georgia Aquarium. Z Atlanty jedziemy w jeszcze cieplejsze miejsce - Floryda ;)))).
Ford Mustang :)
Douglas MacArthur
Douglas MacArthur Museum
Douglas MacArthur Museum
Okręt wojenny Wisconsin
Wisconsin
World of Coca Cola, Atlanta
World of Coca Cola
Reklamy z całego świata
Coca cola
Miś polarny
Miksowanie skladników
Artur w bąbelkach coli
Sejf z tajną recepturą
Bar ;)
Coca cola
Ola ;)
Pokój Coca Coli ;)
Źródełko ;))))
Sklep z pamiątkami
??? ;))
Olympic Park Atlanta
Motocykle ;)
Przed siedzibą CNN
Wewnątrz CNN
Impreza urodzinowa Oli ;)
Ola i zaproszeni goście w tle ;)
Nowy Orlean
Dzielnica Musicians' Village
Louis Armstrong Park
Louis Armstrong Park
Pomnik Louisa Armstronga
City Park
City Park
City Park
City Park
City Park
Widok na Nowy Orlean
streetcar - tramwaj
fabryka cygar
Nowy Orlean Nocą
New Orleans by night
Halloween
Osioł, najstarszy budynek w mieście i Artur ;)
Grajki uliczne
Życzenia dla Pauliny prosto z Bubba Gump
Bourbon na Bourbon Street ;)
Niby odważne, ale do zdjęć nie chciały pozować ;)
"Zmęczylem sie, to przysiądę i się napiję"
;))))
Parada weselna
Mistrz drugiego planu ;)
;)))
Nowy Orlean
New Orleans
Wschód słońca nad Nowym Orleanem ;)



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz