czwartek, 3 października 2013

NYC

Jesteśmy na miejscu. Sorki nie było czasu wcześniej coś napisać. Jak to w Nowym Jorku człowiek wiecznie w biegu i chyba my też załapaliśmy ten klimat. Zacznijmy po kolei. 
Siedmiogodzinny lot z Londynu na pokładzie Airbusa A340-600 minął błyskawicznie. O dziwo odprawa na granicy z USA też poszła szybko i sprawnie bez zbędnych pytań. Zapytali tylko o polską kiełbasę (muszą ją chyba lubić pogranicznicy z Newark ;))). Zaraz wyjściu z lotniska złapaliśmy autobus na Manhattan. Temperatura tak jak pisaliśmy wcześniej w dzień to około 27-30 stopni (w mieście odczuwalna chyba jako nieco wyższa sądząc po ilościach potu skroplonego na moim czole). W nocy też nie jest dużo chłodniej. 
Pierwszy dzień zwiedzania Nowego Jorku zaplanowaliśmy jako 'lekki', ze względu na chęć odpoczynku po 26 godzinnej podróży (tak tyle to trwało ze Zbąszynka do Astorii, NY). Czy ostatecznie był lekki to można by podyskutować. Chęć zobaczenia wszystkiego od razu wzięła górę nad zmęczeniem. Zaczęliśmy samego serca Big Apple czyli od Time Square, Herald Square i Madison Square Garden. Następnie skupiliśmy się głównie na Dolnym Manhattanie. Byliśmy w miejscu ataku 9/11 - World Trade Center Memorial obok Liberty Tower. Miejsce na prawdę robi wrażenie, szczególnie 2 doły po byłych wieżowcach WTC, które są jednocześnie wielkimi fontannami. Dookoła są wypisane imiona i nazwiska ofiar katastrofy. 
Skierowaliśmy się w stronę Financial District, Wall Street i oczywiście Charging Bull. Wszyscy turyści robią sobie zdjęcie obok Byka, a ja jak to się zdarzyło już wcześniej, ponownie go dosiadłem. Ola miała na sobie spódniczkę, wiec nie bardzo chciała się wdrapywać na łeb byka. Pozostali turyści też się jakoś nie zdecydowali na wspinaczkę, zupełnie nie rozumiem dlaczego ;)). Tradycyjnie też złapaliśmy byka za jaja :)
Ruszyliśmy w stronę kolejnego MUST SEE - Statue of Liberty. Wzięliśmy darmowy prom na Staten Island, z którego doskonale widać i Statuę i Manhattan. Cała podróż tam i z powrotem to 1 godzina. Na wyspie prom trzeba opuścić i wejść ponownie, żeby wrócić. 
Dalej spacer wzdłuż East River, Prince Polo na molo (znaczy się w Pier 11), Seeport South Street i zdjęcia z Brooklyn Bridge. 
Wracając przeszliśmy przez Chinatown, Little Italy i SOHO.
Na końcu byliśmy baaaardzo zmęczeni ;) 








2 komentarze:

  1. No no, pozazdrościć , pogoda też cudna ale i męcząca chyba.Proszę o więcej zdjęć do oglądania.Ola trzeba było wejść na byka!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Artur wyglądasz na zadowolonego bywalca dużej metropolii, Ola na oszołomioną turystkę. jjj

    OdpowiedzUsuń